niedziela, 30 marca 2014

4. Zanik ruchu


     Ostatnio dość zaniedbałem tę całkiem przyjemną czynność, zaraz po tym, jak miałem powiedzieć coś o dwóch nowych nabytkach. Zdarza się, bo nie zawsze na wszystko ma się czas, ale jak tak wchodziłem czasem tutaj i patrzyłem na taką niespełnioną obietnicę, to poczułem się niewygodnie, bo jakoś tak martwo i smutno to wygląda, jak opuszczony dom, bez życia. O High Hopes i Sieście opowiem niebawem, bo się zobowiązałem, ale postanowiłem, że w ogóle wrócę do tej formy, chociażby ze względu na przyjemność jaką to daje. Na zachętę proponuję Eddiego Veddera z jego solowej płyty Ukulele Songs:



Warto wspomnieć, że wykonywał to też cały Pearl Jam, ale niezbyt obiektywnie wolę tę wersję i gorąco polecam całą tę cudną płytę przy okazji posiadającą najprawdopodobniej najpiękniejszą okładką w branży muzycznej od czasu jej powstania.

Do usłyszenia już niedługo.

niedziela, 2 lutego 2014

3. Dwie płyty

     Szarpnąłem się ostatnio na dwie nowe płyty do kolekcji i muszę się przyznać, że na premierę jednej z nich czekałem już od zapowiedzi i cieszyłem się jak małe dziecko, kiedy wreszcie ją kupiłem, druga natomiast będzie czymś raczej niespodziewanym, ale jednocześnie dowodem na to, że muzyki warto słuchać różnej, nie tylko anglo- czy polskojęzycznej,  warto szukać nowych brzmień, motywów, odkrywać muzykę.


     Płyty te to jak widać "High Hopes" Bruce'a Springsteena (to właśnie na nowy album Bossa czekałem z taką niecierpliwością) i jedna ze składanek z Trójkowej Siesty Marcina Kydryńskiego, kto nie słyszał, kto nie doceniał, gorąco polecam, niedziele od 15. Niezwykła różnorodność, muzyka niezwykła, jak sam Marcin Kydryński mówił, są to  "dwie godziny niezobowiązującej, niczym nie skrępowanej muzyki przyjaznej człowiekowi". Czego więcej można chcieć, oczekiwać od dobrej muzyki?

     Aktualnie sam słucham tych płyt właściwie bez przerwy, ale w tygodniu nieco więcej o nich opowiem, bo ani jednej, ani drugiej nie powinno się i biorąc po prostu pod uwagę fakt, że uwielbiam się dzielić muzyką, nie warto przemilczeć. Na zachętę warto posłuchać muzyki.


     Obydwa utwory pochodzą z tych dwóch płyt, więc warto posłuchać, trochę w charakterze singli. W pierwszym przypadku nawet nie trochę, bo High Hopes było faktycznie singlem z nowego albumu Springsteena.



Do usłyszenia.

sobota, 1 lutego 2014

2. Amerykański Nieznajomy

     Kawa zaparzona? Zaparzona. To można zaczynać. Słuchać piosenek poniżej i czytać. A to, o czym chciałbym dziś opowiedzieć zaczęło się to w 1947 roku, kiedy na świat w Chicago, Illinois przyszedł Warren Zevon. Kiedy myślimy o muzyce amerykańskiej, prawdopodobnie jedną z pierwszych myśli jest myśl o muzyce country, muzyce, która zdecydowanie wywołuje, podobnie jak Bruce Springsteen (który notabene jako jedną ze swych twórczych inspiracji wymieniał Zevona) silne i nieuniknione skojarzenia ze Stanami Zjednoczonymi, często głównie z południową ich częścią, co jest jak najbardziej słuszne, choćby dlatego, że uznawane za światową stolicę country Nashville, Tennessee znajduje się właśnie na południu Stanów. Oczywiście następnie tworzy się sieć skojarzeń z innymi stanami (z tego co zauważyłem bardzo często Alabama lub Teksas), z piaskami amerykańskich pustkowi z pierwszej połowy XX wieku, kowbojami, końmi... 



     Tak, na południu narodziło się country. Narodziło się w latach 20. XX wieku, ale najpowszechniej znanym i najpopularniejszym dzisiaj okresem w dziejach country jest tak naprawdę trzecie pokolenie wykonawców, których młodość przypadała na lata 50.-60. To wtedy Nashville stało się najważniejszym dla muzyki country miastem. Częścią tego pokolenia, które mieszało country z muzyką bardziej popularną, rockabilly czy rock'n'rollem, był najbardziej chyba znany i najbardziej popularny wykonawca country -  Johnny Cash (jest to według mnie najlepsze nazwisko w branży muzycznej, gotówka to jest przecież obietnica sukcesu), ale w tym momencie chciałbym tylko zasygnalizować jego, jakże istotną, obecność w tym gatunku muzycznym, bo Cash to jest temat na oddzielną opowieść, a może nawet lepiej - na cały cykl.



     Jak jednak napisałem na początku, mam zamiar dzisiaj przedstawić wykonawcę, który według mnie, nieobiektywnie jest muzykiem niezwykłym, ale przy gigantach amerykańskiej muzyki country, czy w pewien sposób związanej z country, takimi jak wspomniany Johnny Cash, Bob Dylan, John Denver czy Chet Atkins jest nieznany, jego nazwisko nikomu nic nie mówi. Ja sam z Zevonem spotkałem się niedawno, dzięki znajomemu, który podzielił się ze mną paroma jego utworami, od tego czasu sam bardziej się w nim rozsłuchałem i często do niego wracam. A czemu? A co w nim takiego niezwykłego? Ano już mówię. Zevon, mimo że często jest określany jak wykonawca country, tworzył muzykę inną niż Giganci Country, wymienieni powyżej. Tak, było to country, ale miało w sobie nuty psychodelicznej rodem z twórczości  The Doors, która bez wątpienia miała wpływ na Warrena Zevona, czy też smaczków z innych gatunków muzyki, z których otwarty muzyk korzystał. Nie jest to wyłącznie czyste, południowe granie, takie jakie można usłyszeć na przykład w "All my Ex's Live in Texas" George Straita i właśnie to czyni z Warrena wykonawcę zdecydowanie unikalnego i niepowtarzalnego. Dodatkowo, poetyckie teksty jego piosenek, często pełne wisielczego, specyficznego poczucia humoru, często wulgarne, często o absurdalnych treściach, ale czasem także poważniejszych, są po prostu niepowtarzalne i znajdzie się je tylko w piosenkach Warrena. Zevon zajął się muzyką dość szybko, zaczynał od muzyki klasycznej, następnie zabrał się za tworzenie własnej i co ciekawe, miał swój udział w komponowaniu ścieżki dźwiękowej do filmu "Nocny Kowboj" na podstawie powieści Jamesa L. Herlihy'ego, którą mam nadzieję będę miał jeszcze okazję kiedyś przybliżyć. Wówczas nagrał piosenkę "She Quit Me" - jak na młodego wykonawcę, piosenka do filmu z Dustinem Hoffmanem to było coś, szczególnie, że jest po prostu świetna. 



     Zevon palił ogromne ilości przez całe życie, czego skutkiem był rak płuc, na którego zmarł w 2003 roku, a jego prochy spoczęły na dnie Oceanu Spokojnego, przy Zachodnim Wybrzeżu USA. Jak zauważył mój znajomy, trochę bardziej doceniono go przed śmiercią, a także, co jest częste w branży muzycznej, bezpośrednio po śmierci. Mimo to, myślę, że to imię i nazwisko, wciąż mówią większości ludzi, przynajmniej w Polsce, za mało. Nieobiektywnie uważam, że Zevon jest jednak zdecydowanie warty poświęcenia swojego czasu na zanurzenie się w jego twórczości i w większości przypadków mogę obiecać, że zawodu się nie przeżyje. Warto, chociażby z ciekawości, której pokłady ma w sobie każdy. 



     Myślę, że ten muzyk zasługuje na miejsce w szeregu z Wielkimi muzyki amerykańskiej, muzyki country. 



Do usłyszenia.

     

piątek, 31 stycznia 2014

1. Początek

Nie da się ukryć, jest to początek, więc rozsądnie by było pokusić się o coś w rodzaju wstępu. Tytuł mówi już dużo o charakterze zamieszczanych tutaj treści, będą one właśnie niezbyt obiektywne, raczej subiektywne. A dlaczego? Odpowiedź wiąże się z rodzajem i tematyką postów, które, mam nadzieję zapełnią tą początkową pustkę. Moją pasją jest muzyka, więc postanowiłem w pewien sposób podzielić się tym, co mnie interesuje z innymi. Najbardziej odpowiadałby mi charakter mający coś wspólnego z audycją radiową, bo nie ukrywam, że praca w radiu jest w moim pojęciu chyba najbardziej niepowtarzalną i wyjątkową robotą pod słońcem. Dobrze, więc muzyka, ale wróćmy do tytułu - co muzyka ma z nim wspólnego? Otóż według mnie niezwykłość muzyki, wynika między innymi z absolutnej i niepodważalnej dowolności jej interpretacji. Jestem dość otwarty na różne gatunki czy źródła muzyczne, więc mam nadzieję, że każdy coś tu dla siebie znajdzie, szczególnie, że wątki muzyczne będą się przeplatać z innymi, nie będę ryzykował takiej zupełnej monotematyczności.

Nie wiem czy taka forma i tematyka zainteresuje szersze grono, ale ja sam uwielbiam opowiadać o muzyce, więc nieobiektywnie patrząc, właściwie warto.

Do usłyszenia.